Trzy i pół roku
Na SMowym „liczniku” mam już 3,5 roku od diagnozy. Zrobiłam kilkaset zastrzyków, żeby intruza zatrzymać. Mimo tego, w kolejnych rezonansach poza zapisem o „licznych zmianach” w mózgu (czyli tych, które pojawiły się w przeszłości), pojawia się też zła informacja o kolejnych nowych. Ale wiem, że to nie koniec świata i po prostu żyję z tym nieproszonym gościem, na tyle na ile się da - nie uginając się.
Najbardziej irytująca w stwardnieniu rozsianym jest zmienność. Wystarczy
infekcja, zmęczenie czy stres - kwestie, których nie sposób w codziennym
życiu uniknąć. Czasami nie potrzeba nawet nic, co wyzwala takie
pogorszenie. Po prostu - bez powodu coś „przestaje działać” albo działa
gorzej.
Nagle - schody stają się przeszkodą niemal nie do pokonania. Dzieje się
to tak samo bez powodu, jak to, że po jakimś czasie prawie po niech
wbiegam (czasem mija dzięki terapii sterydami, a czasem zupełnie samo).
Kiedy indziej - całymi tygodniami świat wiruje tak, że trudno mi
utrzymać równowagę stojąc normalnie, wydawałoby się - stabilnie. Później
mogę sobie do woli stać na jednej nodze i ani drgnę... Oko, które któregoś
dnia „przestało działać”. Rozmazany obraz, nic nie pomaga. A po kilku
tygodniach - to samo oko, idealna ostrość, sokoli wzrok... Szklanka
wypadająca z ręki, nieczytelne pismo, niewyraźna mowa... Mogłabym tak
długo wymieniać. Przekleństwo choroby mózgu. Ale z drugiej strony-
potęga samego mózgu.
Nawet gdy gorzej widzę, gorzej mówię, mam problem z równowagą, zawroty głowy, słabe nogi czy przedmioty lecą mi z dłoni - staram się robić swoje. Czasem jest trudniej, czasem łatwiej. Ale się udaje.
W związku z tym, że znów czas PITów - bardzo proszę Was o przekazanie 1% podatku na rzecz mojej walki z SM:
Numer KRS: 0000338878,
Cel szczegółowy 1%: Monika Łada
Proszę też o przekazanie mojej prośby dalej.
DZIĘKUJĘ